22 listopada 2011

PRZEPIS NA MIŁOŚĆ

źródło zdjęcia: wiadomości24.pl


Uwielbiam kino francuskie. Ma w sobie poetykę, wdzięk, delikatność, radość i humor, który pociesza, a nie żenuje. Dlatego, gdy tylko zobaczyłam, że "moje" kino studyjne Sfinks wyświetla PRZEPIS NA MIŁOŚĆ, pognałam na pierwszy seans.Obejrzałam historię pełną ciepła, przepełnioną zapachem czekolady, nieśmiałych uczuć i pociesznych omyłek. On (Benoit Poelvoorde) jest właścicielem podupadającej fabryki czekolady, ona (Isabelle Carre) jest doskonałym cukiernikiem szukającym pracy. A czekoladę kocha najbardziej na świecie. Przy pierwszym spotkaniu, w najwyższym stopniu oficjalnym, zdaje się, że są sobie niczym dwa przeciwległe bieguny. Nie wiedzą jednak, że łączy ich wspólna cecha - NADWRAŻLIWOŚĆ. Walczą z nią na różne sposoby, nie przyznając się do niej przed całym światem. Tymczasem, to właśnie ona ich połączy. I udowodni, że choćbyśmy uważali się za absolutnie najbardziej beznadziejny "przypadek", to znajdzie się ktoś, dla kogo będziemy absolutnie wyjątkowi. I to nic odkrywczego, warto jednak pamiętać, że właśnie miłość nas unosi, pociesza i leczy z ludzkich kompleksów. PRZEPIS NA MIŁOŚĆ to doskonałe kino na jesienny, senny weekend, kino które snuje się przyjemnie niczym gęsta, gorąca czekolada nalewana do ulubionej filiżanki...  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz