27 lutego 2013

PRZYBYWA ŚWIATŁA

Dzień co raz dłuższy i jaśniejszy. Przedwiośnie widnieje. Żeby światła było jeszcze więcej, Zające Trzy zainwestowały w kolejną lampę. Podłogową, białą. O bardzo prostej formie. Myślę, że idealnie wpasowała się w klimat pokoju. Zresztą sami ocenicie.

Lampa podłogowa IKEA STOCKHOLM...
Stanęła obok sofy...

Na której leży poducha z serii IKEA STOCKHOLM :)
Najbardziej nastrojowo robi się dopiero po zmroku
Kupując ją mieliśmy nie lada dylemat - wybrać białą czy niklowaną? Postawiliśmy na klasykę. I o mały włos zrezygnowalibyśmy z zakupu. Producent zamontował bowiem żarówkę (typu LED) na stałe! Daje 20-letnią gwarancję użytkowania. Mam nadzieję, że do tego czasu zdąży się nam znudzić, a nie zepsuć.   

22 lutego 2013

DZIELENIE SIĘ

Dziadek Zając ma nosa. I mnóstwo pokładów cierpliwości. W chodzeniu po lesie i szukaniu grzybów. A potem w ich czyszczeniu, krojeniu na równe plasterki i suszeniu nad kaflowym piecem. Kiedy przyjeżdża, obdarowuje nas aromatycznie pachnącą torebką pomarszczonych kapeluszników. I podpowiada co z nimi zrobić. Bo, można kilka wrzucić do sosu do gołąbków, albo dodać do bigosu. Można też ulepić całą masę leśnych pierogów posypanych zeszkloną na maśle cebulką :) Albo podzielić się z przyjaciółmi. Ten ostatni zabieg przynosi najwięcej przyjemności!

 

21 lutego 2013

JUŻ SĄ!

Bazie! Znalezione na Kleparzu, kupione od zmarzniętej staruszki, szybko wylądowały w białym wazonie. Na razie jedna wiązka, bo drogie okrutnie. Jak stanieją dokupię ich więcej. Mam już zresztą w głowie pewien pomysł na wiosenno-wielkanocną stylizację. Z Zającem w roli głównej oczywiście :) Póki co niecierpliwie wyczekujemy marca.


20 lutego 2013

ZIELONO NAM!

Od kilku dni próbujemy (na razie bez widocznego efektu) przywołać wiosnę i odczarować zimę. I choć za oknem luty panoszy się na dobre ze swoją bielą, zadymkami i soplami, my już cieszymy oczy wiosenną zielenią. Wszystko zaczęło się od prezentu od Mojej Kochanej K. Starannie zapakowana paczuszka kryła w sobie przedmiot moich wielomiesięcznych westchnień. Ręcznie wykonany wazon, wyglądający niczym soczysta trwa, znalazł swoje miejsce w dużym pokoju. Obok stanęły cebulowe hiacynty. I powiało wiosną!

Wazon NORMAN COPENHAGEN Grass
Dokupując kolejne wazony, można sobie wyhodować niezłą łączkę :)




W przypływie iście wiosennej euforii, razem z Zajączkiem Małym poszliśmy na spacer nad Wisłę. A tam, skryty pod mostem, ukazał się naszym oczom prawdziwie wiosenny Pan Zając :) 





15 lutego 2013

KONIK MUZEALNY

Pogalopował w stronę Starożytnego Egiptu. A my razem z nim. Odbyliśmy wędrówkę do wnętrza piramid, szukaliśmy skarbu Faraona, liści papirusa, figurek uszebti, przynoszących szczęście skarabeuszy, projektowaliśmy własne hieroglify a nawet wykonaliśmy tekturową piramidę!  Zając Mały niczym Indiana Jones biegał z wypiekami na twarzy, wciąż szukając nowych wrażeń. O szybkim wyjściu nie było mowy. Dlatego cieszę się na samą myśl o kolejnych warsztatach organizowanych przez Muzeum Narodowe w Krakowie. Szczegółowy plan znajdziecie TUTAJ.

Maska Faraona znaleziona!
Egipskich skarbów szukaliśmy w Muzeum Książąt Czartoryskich
Każdy mógł ozdobić egipski "sarkofag"

13 lutego 2013

KONFEDERACKA 4

To adres i nazwa zarazem. Ni to kawiarenki, ni to restauracji. Położonej niby w centrum, a przecież na uboczu. Bez jakiejkolwiek reklamy, a mimo to wypełnionej ludźmi. Bez tłoku, ani odstraszających pustek. Wystrój minimalistyczny (taki berlińsko-skandynawski melanż) a mimo wszystko tyle się tu dzieje. Jest stary piec przemysłowy i nowy kominek. Jest biała cegła i elegancka czerń tapety. Kot właściciela leżący w skrzynce po winach. I sam gospodarz serdecznie, naturalnie zagadujący nowo przybyłych. A! I jest jeszcze kucharz, który na Twoich oczach pichci aromatyczny, niedzielny obiad (gęś a do niej marchewka z pomarańczą, a co!). Fajnie tu. A kawa jak smakuje!

Konfederacka 4
Jest i drewno...
które "strzela" w kominku :)
Gorąca czekolada rozgrzeje najbardziej wymagającego klienta
Rosół zresztą też!

 

1 lutego 2013

CZAS ZATRZYMANY

Mamy w Krakowie kilka miejsc, w których czas się zatrzymał. W dobrym tego słowa znaczeniu. Na Szpitalną 7 chodzimy naprawiać wieczne pióra. Zawsze wita nas ten sam Siwy Pan. Ubrany w błękitny kitel, pachnący, przedwojenną chyba jeszcze, lawendową wodą kolońską. Na ścianie wiszą starannie wykaligrafowane dyplomy mistrzowskie. 
Połamane parasolki naprawiamy w Podgórzu (ul.Smolki 4). U siwiuteńkiej, uśmiechniętej Pani Krysi. Do maleńkiego zakładu schodzi się po kilku stopniach. Domowe obiady jadamy u Stasi do której wchodzi się przez podwórze (ul.Mikołajska 16). Spotykamy tu zabieganych studentów, nobliwych profesorów UJ, krakowskich aktorów teatralnych, kantorowskich bliźniaków (bracia Janiccy) i zwykłych ludzi, którzy cenią sobie kameralność tej kuchni. A poza tym pierogi z jabłkami i cynamonem nie mają sobie równych!  I nie znamy drugiego takiego miejsca, w którym po zjedzeniu podchodzi się do kasy, by uczciwie, jak na spowiedzi, powiedzieć co się zamówiło. Starszy Pan nie sprawdza, tylko nabija potrawę na kasę.
Do fryzjera chodzimy do Pana Franciszka (Pasaż Bielaka). Zajączka Małego zawsze wita z należytymi honorami. A nas rozczula kulturą, nonszalancją i serdecznością. Dlatego, przy okazji ostatniej wizyty wręczyliśmy mu ten oto wierszyk:

Fryzjer Franciszek w Pasażu Bielaka
Każdego klienta zamienia w przystojniaka.
Na swym fachu zna sie bowiem od lat,
Niczym wprawny czarodziej, mag!
Więc i my tu zachodzimy,
A oprócz strzyżenia zawsze mile gawędzimy. 

No i "kocie łby", kiedyś powszechne, dziś już historyczne..