18 lipca 2014

WINDSOR

Miasteczko, w którym zatrzymał się czas. Czuć w nim królewskość, brytyjskość, dostojeństwo. Odnalezienie angielskich symboli nie stanowi najmniejszego problemu. Są wszechobecne. Tu każdy, choćby najmniejszy, architektoniczny szczegół zasługuje na uwagę. Jak dla mnie Windsor to kwintesencja królewskiej elegancji. Na Zajączku Małym największe wrażenie wywarła zmiana królewskiej warty, która przy dźwiękach wpadającej w ucho muzyki, przemaszerowała równym krokiem przez całe miasteczko. Natomiast Zając Duży i Średni jeszcze długo pozostały pod wrażeniem kwoty, jaką należało uiścić za gałkę lodów, którą bezdyskusyjnie i stanowczo zażyczył sobie Zajączek (12,50 zł). W związku z powyższym nie ryzykowaliśmy zamawiania tu obiadu. A nuż skończyłoby się na małym kredycie :)
























2 komentarze:

  1. Oj jak zazdroszczę takiej podróży! Szczególnie tych klifów z poprzedniego posta.
    A czy mały Zajączek tak cierpliwie zwiedza? Bo moje dwa małpiszony kiepsko znoszą chodzone wycieczki, tylko do basenu czy innej wody ich ciągnie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to Droga MAKAO, że to kwestia genów.
      Bo, Zajączek zbojkotował wózek w wieku niespełna dwóch lat
      i od tej pory rozpoczął swoje dreptanie.
      Od urodzenia ciągamy go gdzie się da,
      a on nie dość że nie protestuje to jeszcze, często gęsto,
      dopytuje o nowe wycieczki:)
      Co do wody i basenu - wbiega choćby i w ubraniu ;)
      To zdaje się cecha wspólna wszystkich dzieciaków:)

      Usuń